
Konfliktu, który powstał PRZEZ BATMANA. To niesamowite, że nasz idol okazał się takim tumanem. Jeśli pierwszy tom Roku Pierwszego jeszcze Was nie przekonał, że Nietoperz obrał złą ścieżkę, to jego czynów w drugiej części nie będziecie potrafili usprawiedliwić. A dzieje się sporo. Superman jest największym bohaterem jakiego zaznała ludzkość i co do tego nie ma wątpliwości. Uchronił naszą planetę przez niejednym atakiem ze strony obcych najeźdźców. Gdy więc po raz kolejny otwierają się boom tuby, a glob zostaje zalany armią parademonów, Człowiek ze Stali wie co musi zrobić by powstrzymać inwazję. Pamiętacie ten moment w filmie Avengers, gdy Chitauri swoją przewagą liczebną przygnietli bohaterów? Czy którykolwiek z Mścicieli martwił się o losy biednego kosmicznego najeźdźcy? Tak, Mroczny Rycerz ma gdzieś, że giną ludzie i bohaterowie sobie nie radzą, on cały czas ubolewa nad Supermanem i sposobem w jaki powstrzymał inwazję.
Zakończenie historii jest mocne. Jak zwykle mamy ofiary superbohaterskiej walki. Każde odejście bohatera boli, szczególnie jeśli jest on ulubieńcem czytelników. Końcówka może szokować kolejne parę razy. Scenarzysta ładnie nakreślił nam motywy działania Supermana, a teraz dodatkowo nieco nachalnie chce odlepić mu łatkę największego dobra i cnoty. Czyni to także w zakończeniu, gdzie Superman zachowuje się jak jeden z największych wrogów Batmana. Człowiek ze Stali dobrze wie co robi, chce przerwać bezsensowny opór swojego przyjaciela, który z każdym wymierzonym atakiem przynosi ofiary wśród bohaterów. A Batman namieszał. Mocno. Przez co zmusił Supermana, do podjęcia co raz bardziej radykalnych działań. Z terrorystami nie ma się co cackać, a taką właśnie rolę przyjął na siebie Bruce Wayne.